No więc wczoraj...ach co to się działo. Konkretnie, nic. Zupełna pustka. Pojechałam z rodzicami do babci, pomagałam tacie przy naprawie czegoś tam czegoś i robiłam obiad. Nawet zjadłam bez sosu. Więc dla mnie wielki plus. A dzisiaj? Hmm zaczynam więc od śniadania, na które zjadłam połówkę piersi kurczaka (którą przygotowałam wczoraj), smażoną na suchej patelni, czyli bez użycia tłuszczu oraz jednego pomidora. Na obiad ugotowałam sobie w bulionie drugą połówkę piersi z kurczaka i do tego ryż.
Kurdę, zakładając tego bloga umówiłam się sama z sobą, że nie będę zwierzała się z moich posiłków i dokładnie ich opisywała (składniki) jak to zrobiłam przed chwilą. Więc może dzisiaj taka dyspensa?
Może być. W każdym razie, dzisiaj nici ze skakanki. Jest niedziela, wszyscy w domu, a jedyne pomieszczenie nadające się do skakania to salon. No może jest i hol ale w holu mam szklane drzwi, żyrandol i otwarte wejście do królestwa mamy czyli kuchni. Powracając do salonu... własnie tata ogląda tv, a mama czyta książkę na tarasie i też by mnie widziała. Chociaż to by wyglądało zabawnie. Hipopotam skaczący na skakance... Dzisiaj już kolacji nie zjem, bo jest 17:20 a do 18 mam zjeść kolację. Problem w tym, że nie jestem jeszcze głodna.
Waga: 59kg*
Pożądana waga: na początek 55kg
Całuje Grubaska (.,.)
*waga się macha. Zobaczymy jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz